Pokaż mi jak bawi się Twoja córka, a powiem Ci kim jesteś, czyli jak uszczypnie będzie znak
Najczęściej jest to wiek dojrzały, czyli ok. 25+.
Kiedy byłam mała, czasem bawiłyśmy się z koleżankami „w dom”. Gotowałyśmy pyszne potrawy na skleconych z klocków „kuchniach”, zmieniałyśmy lalkom-naszym „dzieciom” pieluchy. Oprócz tego robiłyśmy ogromne zakupy w „sklepach”, które często znajdowały się w korytarzu czy w innym pokoju, myłyśmy często podłogi (kiedyś, w ferworze tych porządków zapomniałyśmy o odkręconym w łazience kranie i zalałyśmy sąsiada z dołu) , odkurzałyśmy, prałyśmy, organizowałyśmy życie swoim „rodzinom” itp.
Moje dzieciństwo przypadało na lata 70-e, kiedy rola kobiety w rodzinie była dookreślona, przewidywalna, niemal schematyczna. Do tego dodajmy panujący w społeczeństwie, wszechobecny patriarchat i ślepe posłuszeństwo dzieci wobec starszych. Potomstwo miało spełniać pokładane w nim nadzieje – chłopcy wyrosnąć na dzielnych, sprawnych, operatywnych mężczyzn, zapewniających byt swoim rodzinom a dziewczynki… No właśnie, tak jak na początku mojej notki.
Rozwody były skandalem, tego się nie praktykowało i mówiło się o takich przypadkach, szczególnie w obecności dzieci, głosem ściszonym do szeptu.
Dzisiaj, po niemal 40 latach, patrząc na zabawy dzieciaków moich sióstr, przyjaciółek, klientek dochodzę do wniosku, że na podstawie samej obserwacji potomstwa mogę powiedzieć wiele o jego rodzicach. I mam tu na myśli nie tylko podział obowiązków rodzinnych, ale też ich wzajemne relacje rodziców, ich stosunek do sąsiadów, koleżeństwa z pracy, zwierząt. Taki Urząd Miasta miałby ze mnie niezły pożytek, bo wiem na przykład, kto segreguje odpady a kto pali w piecu plastikowe butelki 😉 . Wiem też, kto i w jaki sposób spędza wolny czas itp.; dzieci są świetnymi, wnikliwymi obserwatorami i jeszcze lepszymi naśladowcami.
Skąd u mnie takie refleksje?
Ano stąd, że zauważyłam, iż o wiele mniej dziewczynek bawi się teraz “w dom”, więcej „pracuje w biurze” czy „wyjeżdża w podróże służbowe”. Te ostatnie zaś wracają zmęczone do domu, a „mąż” czasem zrobi im kawę czy poda smaczny obiad.
Jedno jednak się nie zmieniło – małe dziewczynki wciąż chcą szybko dorosnąć. Chodzą więc podczas zabawy w kobiecych butach, wyciągają z szaf najlepsze matczyne ciuchy i oczywiście – próbują malować się tak, jak dojrzałe panie.
I wiecie co mnie czasem smuci, gdy z uśmiechem przyglądam się tym beztroskim zabawom?
NIGDY nie widziałam, by którakolwiek dziewczynka bawiła się w samobadanie piersi. Owszem, bywa, że całują się ze swoimi „mężami” i mówią do dzieci – teraz nam nie przeszkadzaj, bo jak będziesz grzeczny, to dostaniesz od nas braciszka albo siostrzyczkę. Odwzorowań zachowań prozdrowotnych jednak nie zaobserwowałam :(.
A mnie marzą się takie zabawy “w dorosłych” :
Czy macie jakieś pomysły – w jaki sposób można „zaprogramować” małą dziewczynkę na samobadanie piersi w przyszłości? Przekazać jej, że dorosłość = odpowiedzialność za własne zdrowie? Czy w ogóle istnieje lepszy, skuteczniejszy i bardziej zapadający w pamięć sposób niż przykład dany jej przez własną Mamę?
Szanuję wszystkie prozdrowotne akcje październikowe, ich organizatorkom chwała i cześć bo to ogromna praca. Jednak czasem mam wrażenie, że wszyscy przypominają sobie o profilaktyce raka piersi tylko w tym miesiącu. Bo przecież “październik miesiącem walki z rakiem piersi”.
A pozostałe 11 miesięcy?
Proponuję więc pracę u podstaw. Zacznijmy od siebie. Wiele z nas nie robi tabu z nagości w domu, szczególnie jesli chodzi o topless. Niech więc nasze córki widzą nas jak najczęściej, gdy badamy sobie biust.
Przecież to takie proste.
Skoro nie chcą wziąć się za szeroko zakrojoną profilaktykę raka piersi/ nie mają na to pieniędzy/czasu/ochoty odpowiednie ministerstwa – weźmy zdrowie naszych biustów w ręce nasze i naszych córek*!
Z październikowymi, ciepłymi pozdrowieniami
– Renulec
*Jeśli nie masz córki, to z pewnością znasz jakąś fajną Mamę. Pogadaj z nią o tym!