Brudną bieliznę w domu prać trzeba
Czy pamiętacie ubiegłoroczną notkę dotyczącą prania bielizny? Nieraz zastanawiałam się, jak radziły sobie z tym zajęciem nasze prababcie. Nie miały przecież pralek automatycznych, całego sztabu proszków, zmiękczaczy itp. Odpowiedzi na nurtujące mnie pytania udzieliło Muzeum Ziemi Biłgorajskiej, przygotowując wystawę o znamiennym tytule “Ociec prać, czyli o praniu słów kilka” 🙂 Spędziłam tam dzisiaj miłe przedpołudnie.
Naturalnie wystawa nie traktowała o praniu biustonoszy, ponieważ ten wynalazek panie zaczęły nosić powszechniej dopiero od połowy XX wieku, ale o praniu bielizny szeroko pojętej – zapasek, bielizny spodniej oraz bielizny pościelowej. Mam jednak nadzieję, że mimo wszystko z zainteresowaniem obejrzycie zdjęcia wizualizujące Wielkie Pranie 🙂
Używano do niego naturalnie przede wszystkim wody, którą przynoszono we wiadrach przy pomocy NOSIDEŁ (ta drewniana część nosideł spoczywała na plecach niosącego):
Podstawowy zabieg przed praniem właściwym – ŁUGOWANIE odbywał się w ZOLNIKU.
Zolnik to bardzo dużej pojemności naczynie drewniane, podobne do beczki na trzech nogach. Ładowano do niego bieliznę oraz pościel, które przesypywano warstwowo popiołem drzewnym (lub kładziono na nie worek z tym popiołem), a następnie całość przelewano kilka razy gorącą wodą.
Na skutek reakcji popiołu z wodą powstawał ług – roztwór o odczynie zasadowym. Przy pomocy drewnianych łopatek poruszano bieliznę, by ług dostał się do każdego jej zakamarka.
Tak wygląda zolnik:
Następnie wyjmowano korek z zolnika i spuszczano wodę. Bieliznę można było poddać w tym momencie praniu właściwemu pod bieżącą wodą (najczęściej w stawie lub rzece), używając do tego celu kijanki – drewnianego narzędzia o kształcie kija lub łopatki. Zabieg dalszego usuwania brudu z tkaniny polegał na uderzaniu kijanką w rozprostowaną na kamieniu lub drewnianej ławie sztukę bielizny:
Do prania ręcznego używano także tary. Posługiwano się nią ze szczególnym upodobaniem od czasów wprowadzenia do sprzedaży w sklepach mydła szarego. Pierwsze tary wykonywano z drewna:
Wraz z rozwojem przemysłu pojawiły się tary blaszane, blaszane osadzone w drewnianych ramach oraz tary szklane:
Zaczęto też używać blaszanych balii oraz wanien (które oprócz prania służyły także do kąpieli) :
Uprana bielizna była następnie płukana w zbiornikach wodnych lub, jeśli do takiego było bardzo daleko – po prostu w baliach lub w wannach.
Wyżymano ją z wody za pomocą WYŻYMACZKI:
Przy okazji stwierdzam, iż kłamią ci, którzy mówią, że mieszkanki Biłgoraja nie nadążały wtedy za technologicznymi nowinkami i nie robiły zakupów w stolicy 😉
Ciekawostka – wśród eksponatów znajduje się także praprzodek pralki bębnowej, wyrób niemieckiej firmy Volldampf:
Twórcy wystawy nie zapomnieli docenić zasług naszej najpopularniejszej, polskiej pralki wirnikowej o swojsko brzmiącym imieniu FRANIA.
A jakże! Frania zajmuje wyeksponowane, należne jej z racji nie tylko jej niezaprzeczalnych zalet praktycznych, ale także historycznych uwarunkowań – miejsce na wystawie:
Skoro na zdjęciach oglądacie już stroje z epoki chciałam pokazać Wam, jak pięknymi haftami zdobiono dawniej w Biłgoraju i okolicach stroje oraz bieliznę (w tym – pościelową, ręczniki oraz makatki).
Charakterystyczny dla sitarzy biłgorajskich był co prawda haft biało-czerwony:
Ale nie stroniono także od haftów wielobarwnych, które odwzorowywały koloryt biłgorajskich łąk:
Przyszło mi właśnie do głowy, że świetnie byłoby, gdyby znalazł się ktoś, kto podjąłby się dzisiaj haftowania takich cudeniek na bieliźnie. Folkowe trendy wkraczają przebojem na salony mód.
Zauroczyły mnie swojego czasu torebki i sukienki od świdnickiej Farbotki, więc podejrzewam, że biustonosz z biłgorajskim haftem wprawiłby mnie pewnie w niekłamany zachwyt 😀
Wszystkich, którzy przejeżdżają przez miasto sitarzy zachęcam i gorąco namawiam do obejrzenia tej wystawy. Będzie ona otwarta do końca czerwca 2012 ( Muzeum Ziemi Biłgorajskiej znajduje się w budynku Urzędu Miasta, wejście boczne z jego lewej strony, otwarte w godzinach 9.00-16.00, bilet normalny 4zł zaś ulgowy 2zł). Przy okazji do noszebiustonosze można zajść, bo to będzie bardzo niedaleko :))
8 komentarzy
urkye
Bardzo lubię takie wystawy:) Chociaż przyznam szczerze, że najczęściej wychodze z nich szczęśliwa, że żyję w dzisiejszych czasach – jednak nasze praprapra(..)babki miały ciężkie życie z tymi codziennymi obowiązkami. A my? Do pralki, wrzucić proszek i gotowe;)
renulec
@Urkye, moja babcia, kiedy byłam małym skrzatem, prała jeszcze bieliznę we Frani, a płukała w pobliskiej rzeczułce. Młodsza ode mnie kuzynka była nawet łaskawa lekko się podtopić przy okazji pewnego płukania 😉 Pamiętam też taką metalową, okrągłą, wielką balię 😀
wszystkocomniezachwyca
Interesujący wpis.
Ale nie wyobrażam sobie znęcać się tak nad moim kolorowym stadem staników. To z dwojga złego juz wolę pralkę…
A co do franii- pamiętam jak moja ciocia robiła w niej pranie. I zawsze przestrzegała przed wkładaniem tam rąk! Ale widok takiego prania jest niezapomniany
g-eye
eee no wystawa pierwsza klasa. każdy chyba widzi jak technika poszła do przodu.
Nie jedna firma sprzątająca (Wrocław) pozazdrościłaby takij kolekcji 😛
Gość
pamietam jak moja babcia miała taka sama Franie z 1960 r.Moja mama jeszcze nie dawno robiła pranie w prawie 40 letniej pralce Polar ps 663 bio.Ah, to były czasy, jak jeszcze babcia zyła uwielbiałam patrzec sie w pioraca pralke Franie.
Gość
super wystawa
Etnografka
Artykuł ciekawy, ale chciałabym zauważyć pewną nieścisłość – we fragmencie opisującym pierwsze tary drewniane przedstawia Pani zdjęcie maglownicy, z nawiniętym na niej kawałkiem tkaniny.
Renulec
Dziękuję za cenną uwagę. Całe życie człowiek się uczy. Przy okazji Twojego komentarza zauważyłam, że przy przenosinach bloga na inne serwery poprzekręcało mi zdjęcia. Muszę się wziąć za to w pierwszej wolnej chwili. Pozostaję więc podwójną Twoją dłużniczką i wdzięczność moja jest podwójna :*