
braromaterapia
Zastanawiam się – czy ten mój biznes ma jakikolwiek sens w takiej postaci.
Chodzi o to, że działam euforycznie i bez konkretnego planu. Powinnam trzymać się ściśle założeń – dziś sklep internetowy, mniej towaru, ale przecież się dorobię, bo będę sprzedawać coraz więcej, zarabiać więcej, więcej inwestować, to się MUSI skończyć stacjonarnym, bez dwóch zdań!
A w praktyce wygląda to tak – przyszedł nowy towar (staniki) i w tym samym czasie woreczki zapachowe na bieliznę od Beaty Norbert. Więc co robię? Podziwiam jednocześnie staniki i napawam się pięknymi zapachami z woreczków. Następnie biorę to wszystko do atelier i urządzam sobie sesję zdjęciową, dopóki mi na to pozwala łaskawie światło.
Tak jakby mieszkały we mnie dwie kobiety – Rozsądna i Trzepnięta (na szczęście moje dzieci tu nie zaglądają, straciłabym resztki autorytetu, gdyby to przeczytały;). No i ta mniej odpowiedzialna zawsze podjudza „idź, strzel sobie małą sesję foto, zobacz, jakie światło jest świetne, no, idź, pobawisz się, będzie fajnie, zobaczysz!”. A druga stopuje „może najpierw za przyziemną robotę byś się wzięła, pani pseudo-fotografko z Kaczych Dołów? Wstawiła do sklepu normalne, profesjonalne zdjęcia i zorientowała klientki w rozmiarówce, wyceniła towar? Z takim podejściem to ty daleko nie zajedziesz!”.
Bardzo niedawno napisała do mnie Klientka „Mam nadzieję, że kieruje Panią szczera miłość dla tego cudownego dziecka własnej pracy, a nie jakaś straszna presja zewnętrzna. ;)”.
Racjonalna przygadała mi z miejsca po lekturze tego maila „A wiadomo, gdzie pojawiają się uczucia – rozum śpi! Widzisz! Już cię rozgryzły! Mówiłam – do roboty się weź, do sprzedawania, a ty w pstrykaninę się bawisz, obwąchujesz przy tym te woreczki, niczym byczek Fernando trawkę, stara baba, matka dzieciom, wstyd!”
A Trzepnięta śpiewa „ Miłość, miłość, miłooość! Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą, nie jest bezwstydnaaa, tralala! Bez miłości byłabyś jak cymbał brzmiący lub jako miedź brzęcząca, hej!”.
I weź tu dojdź do czegoś, no weź i dorób się, kobieto! Co ja mam z nimi zrobić? Przecież w zasadzie obie mają rację!
„Nie myśl teraz o tym. Czy to jest aż tak bardzo ważne, gdy w twojej szafie pachną teraz pomarańcze i goździki ?” zapytała Trzepnięta.
Czemu w szafie, a nie w bieliźniaku? zapytacie z kolei Wy.
W szafie, ponieważ na dnie przesyłki z nowymi woreczkami na bieliznę znalazłam niespodziewanie Pomarańczowo-Goździkowego:
Lubię takie interesy!
Jak mówi stare przysłowie pszczół “pokaż mi, jak prowadzisz biznes, a powiem Ci, kim jesteś” 🙂
Było więc do przewidzenia, jak cała impreza się zakończy…


leniwa niedziela
Może Ci się spodobać


akcesoria do bielizny część II, czyli pij tylko mleko, ODkrywaj dekolt!
25 lipca, 2011

Jej Wysokości
16 sierpnia, 2010

7 komentarzy
roza_am
Ej tam, to nie jest żadne nierozsądne podejście do biznesu, tylko dbanie o harmonijny rozwój wielu talentów. Nigdy nie wiadomo gdzie i kiedy jakowyś się przyda.
A może właśnie braromaterapia to jest biznes przyszłości? Np. zamiast SPA – wczasy baromaterapeutyczne?
PS. A to znasz: http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53666,731108.html ?
Marcelina
A mnie urzekło to, że robisz zdjęcia stanikom na sitku.
renulec
Rozo_am,
jestes genialna! Mysle, ze te wczasy braromaterapeutyczne to dobry kierunek, a przynajmniej lepszy od nudnych codziennych dancingów w sanatoriach;)
A felietonu Szczepkowskiej nie znałam mimo, że WO bardzo lubię i czytam. Dzięki więc za linka, miło wiedzieć, że nie ja jedna tak mam :))
Marcelino,
podejrzewam, że to sitko, to robota Trzepniętej 😉
A serio – dziękuję :* . To dla kogoś są pewnie mało ważne drobiazgi, jednak dla mnie sporo znaczą (jestem niemodnie sentymentalna).
Malinka
Jestem Twoja fanką!
Marcelina
Podoba mi się też: swojsko ( jakoś inne określenie mi nie podchodzi) brzmiąca nazwa sklepu i to, że piszesz o dobieraniu rozmiaru (chociaż dokładnie nie sprawdziłam)
a nie bra-fittingu.
bnorbert3
No cudownie, tylko, że ten wieszak miał nie pachnieć. No bo przecież nie wszyscy lubią zapachowe. No…
Pozdrawiam ciepło i lawendowo. B.
renulec
W takim razie albo skubany przesiąkł zapachem z paczki (a to jest możliwe, kiedy ją otworzyłam, to w całym domu zapachniało), albo lekki kiks przy pakowaniu. Obie wersje bardzo mi pasują :))