Z cyklu rozważania bra fitterki – czy kolorowy stanik stanowi zagrożenie dla zdrowia?
Reżyserem jednak nie jestem jedynie skromną panią od staników, więc pozwolę sobie skupić się na temacie, o którym pan doktor wspomniał, a który mnie zaintrygował. Według pana doktora “ciemne kolory – one, no, może i seksownie wyglądają, ale ciemne majtki, po prostu – ciemny biustonosz to często są kadmowe barwniki”.
Filmik obejrzycie —> TUTAJ.
Czy tak jest w rzeczywistości? – pomyślałam. Czy, kupując kolorową bieliznę świadomie narażamy naszą skórę z kontaktem ze szkodliwymi barwnikami, które przenikają przez nią do krwioobiegu (bo tak zrozumiałam wypowiedź pana doktora)? Oczyma wyobraźni widziałam już tłumy kobiet palących na stosach swoje staniki, krzyczących niczym średniowieczni inkwizytorzy “niech cię piekło pochłonie, farbowany biust-halterze! odejdź i nie wracaj”!
Ciarki przebiegły mi po plecach a zimny pot zrosił czoło.
Postanowiłam więc, na tyle, na ile będę w stanie – zgłębić zagadnienie szkodliwości barwników.
Oto, co po przeprowadzeniu mojego własnego, prywatnego śledztwa, na które złożyło się nie tylko szperanie w necie, ale także rozmowy z ludźmi z branży – udało mi się ustalić.
Każdy producent lub podmiot gospodarczy wprowadzający na polski rynek produkty tekstylne (a materiały użyte do produkcji staników takimi niezaprzeczalnie są) ma obowiązek przed wprowadzeniem ich do obrotu gospodarczego (czyli po prostu – sprzedaży) sprawdzenia, czy są one bezpieczne i czy ich używanie nie stanowi zagrożenia dla konsumenta.
Nie istnieje niestety w naszym kraju żaden rejestr, który obligatoryjnie “ogarniałby” pod tym względem wszystkie produkty przemysłu włókienniczego (w tym tekstylia i wyroby z nich). Certyfikacja wyrobów pod kątem biezpieczeństwa (w naszym przypadku w kręgu zainteresowania są oczywiście staniki) jest dobrowolna i odnoszę wrażenie, że na chwilę obecną buduje ona raczej jedynie pozytywny obraz marki świadczący o jej społecznej odpowiedzialności niż jest faktycznym wymogiem handlowym, ponieważ firm, które chwalą się takimi certyfikatami jest jak na lekarstwo.
Niektórzy producenci staników do karmienia czy staników dla Amazonek (Alles, Anita) posiadają na swoje wyroby cetyfikat Oeko Tex. W uproszczeniu – certyfikat ten jest gwarancją, że wyrób nie stanowi zagrożenia dla naszego zdrowia i żaden z jego elementów składowych nie zawiera substancji szkodliwych. Dla zainteresowanych tym certyfikatem więcej wiadomości—> TUTAJ
Najprawdopodobniej z uwagi na żmudny proces certyfikacji oraz fakt, że taki certyfikat dotyczy jedynie JEDNEGO wyrobu/modelu i jest ważny jedynie przez rok – producenci “zwykłych”, niespecjalistycznych staników nie są zainteresowani jakościową certyfikacją swoich wyrobów.
Są to z pewnością znaczące kwoty, szczególnie, że praktycznie dla każdej kolekcji sezonowej (a jest ich najczęściej co najmniej dwie w roku) trzeba by było wyrabiać od kilkunastu do kilkudziesięciu certyfikatów. W jaki inny, mniej sformalizowany sposób producenci bielizny zapewniają więc jakość oraz nieszkodliwość dla zdrowia swoich towarów? – zapyta zapewne co bardziej dociekliwy czytelnik. Podpytałam więc przedstawiciela jednej z firm bieliźniarskich. Otrzymałam jasną odpowiedź – aby wyrób finalny był bezpieczny i pewny należy dobrać sobie do współpracy rzetelnych i pewnych kontrahentów, którzy na oferowane tekstylia (akcesoria) posiadają odpowiednie certyfikaty.
Najniebezpieczniejsze dla nas (i to nie tylko pod względem “barwnikowym”) są więc w mojej ocenie tzw “staniki bazarkowe”, które przybywają do naszego kraju w ilościach niemal kontenerowych, a ich wprowadzenie do sprzedaży na polskim rynku często odbywa się z niedopełnieniem odpowiednich procedur.
Stąd nie należy się dziwić, że inspektorzy PIH wciąż pojawiają się w niektórych placówkach handlowych i pobierają próbki towarów, które potem przekazują do specjalistycznych laboratoriów. Tam próbki te badane są pod kątem zawartości substancji szkodliwych.
Logicznym jest więc, że żaden z liczących się polskich producentów bielizny ani żaden z producentów staników oferowanych w sklepach z usługą bra fittingu nie będzie ryzykował swojego rynkowego być albo nie być dla zakupu np. tańszego powernetu (skoro jesteśmy przy powernecie – polecam starą ale jarą notkę o nim popełnioną przez Kasicę_k) na obwody z niewiadomego źródła, prawda?
Podążając tą ścieżką otarłam się o (jakże niejednokrotnie drażliwy!) temat ceny wyrobu finalnego, ale jest to temat zbyt zajmujący i obszerny, by nie poświęcić mu osobnych rozważań 😉
Tymczasem zdradzę Wam, że zagadnienie farbowania bielizny zainspirowało mnie na tyle, że postanowiłam pobawić się w domowego farbiarza (domową farbiarkę?).
O efektach moich farbiarskich zapędów doniosę naturalnie niebawem 🙂
6 komentarzy
greylin
Tak na logikę: stanik ma raczej niewielką powierzchnię, sporo mniejszą niż na przykład spodnie. Ręka do góry kto miał kiedyś zafarbowane nogi. A miał ktoś kiedyś biust kolorowy? Spodnie są ok, a bielizna już nie? Zdecydowanie bezpieczniej by było chodzić nago 😉
ps: pamiętacie dowcip o farbujących spodniach i raku jądra? może o to chodziło? 😉
kerima
Renulcu jak zwykle bardzo ciekawy tekst.
grinch.
Teza o przenikaniu szkodliwych substancji z tkaniny przez skórę do organizmu wydaje mi się mocno naciągana. Po pierwsze, nasza skóra jest fantastyczną barierą i skoro substancje odżywcze z wcieranych kremów ciężko przenikają głębiej, niż przez naskórek, to dlaczego coś, co zostaje (ewentualnie i podobno) na jej powierzchni miałoby wnikać?
Po drugie, większość staników jest teraz robiona z włókien syntetycznych. To nie jest biały/szarawy len czy bawełna, farbowana wtórnie na jakiś kolor, te włókna barwniki mają w swojej strukturze niejako już w produkcji – ale tu mogę się mylić, bo to tylko skojarzenie z produkcją innych sztucznych tworzyw. Nie wiem, jak Wam, ale mi się brytyjczyki raczej nie spierają, a jak już, to tracą kolor po latach – a to chyba znaczy, ze jakoś drastycznie go nie ubywa, żeby wnikać podstępnie w naszą skórę;)
Chociaż fakt faktem, są osoby, które kolorowe tkaniny podrażniają – ale to chyba tylko reakcja kontaktowa.
Swoją drogą – w życiu nie wpadłabym na taki temat, świetne:D
renulec
@Greylin, a owszem, miałam nogi zafarbowane na granatowo. To byly moje pierwsze wycieruchy marmurkowe (lata 80-te). Naturalnie z bazarku 🙂
Dowcip pamiętam, hihi!
@Kerima, dziękuję, takie tam…myśli nieuczesane 😉
@Grinch, porównanie z kremami bardzo do mnie przemawia. Coś w tym jest.
Temat naprawdę jest zajmujący. Mam nadzieję, że któraś z bra-maniaczek studiujących towaroznawstwo (lub chemię?) napisze o tym ciekawą pracę magisterską (w końcu o brafittingu już są, to może teraz czas na taką o farbowaniu bielizny i wpływie tego procesu na zdrowie kobiety).
anna
Barwniki sa niebezpieczne dla zdrowia (im ciemniejsze, tym gorzej) i to niezaleznie od czesci garderoby, ktora sie farbuje, nawet nasze drogie, dobrze dobrane staniki ze sklepu z profesjonalnym brafitingiem. Nie zapominajmy, ze te nasze Panasze sa szyte w Chinach, pozostaje tylko pytanie, gdzie sa produkowane surowce, bo jezeli tez w Chinach, to mozemy byc raczej pewne, ze nie ma zadnej gwarancji na ich nieszkodliwosc. To, ze czegos nie widac od razu, np. alergii kontaktowej, nie oznacza, ze produkt nie jest szkodliwy dla zdrowia na dluzsza mete. Ta uwaga tyczy sie oczywiscie kazdego ubrania, prowadzenie krucjaty tylko przeciwko bieliznie jest bez sensu.
Ja sie jakos ludze, ze polscy producenci sa pod tym wzgledem godniejsi zaufania 😉
renulec
@Anna, to chyba nie jest tak do końca, jak piszesz. O ile mi wiadomo – duzi producenci mają w Chinach swoich pracowników, którzy pilnują, czy towar jest produkowany według określonych norn. Fakt, że stanik/jego składowe jest wyprodukowany w Chinach nie jest równoznaczny z tym, że jest niebezpieczny dla zdrowia, Stawiałabym bardziej na tezę, że duzi producenci (właśnie tacy jak Panache, ale przecież wszyscy wiedzą, że szyją tam też designerskie marki) tych norm przestrzegają, gorzej jest w przypadku małych chińskich firemek, które swoimi kanałami eksportują towar gdzie się da.